Czwarte zwycięstwo z rzędu
W 30. kolejce Ligi Endesa Real Madryt pokonał Betis. Królewscy zagrali bardzo nierówno w tym spotkaniu, ale osiągnęli cel, a teraz czeka ich wyjazd do Tel Awiwu.
Fot. Getty Images
Real Madryt odniósł czwarte zwycięstwo z rzędu. Po trudnym spotkaniu Królewscy pokonali dzisiaj walczący o utrzymanie Betis. Królewscy grali bardzo nierówno, ale też można to zrozumieć, bo przystępowali do tej rywalizacji po dwóch bojach z Maccabi Tel Awiw i przed wylotem do Izraela na trzeci pojedynek. Zaskoczeniem była obecność Treya Thompkinsa w meczowej kadrze. Amerykanin ostatecznie nie pojawił się na parkiecie, jednak Laso dał sygnał, że może jeszcze na niego liczyć. Najlepszym graczem spotkania został Tavares, który uzbierał double-double (10 punktów, 14 zbiórek) i odegrał kluczową rolę w końcówce.
Zestawienie pierwszej piątki też było zaskoczeniem, bo pojawił się tam Núñez. Młody rozgrywający spędził dzisiaj na parkiecie ponad 8 minut, jednak nie odgrywał istotnej roli. W pierwszej kwarcie gra Królewskich opierała się na duecie Tavares-Yabusele, który zdominował strefę boiska pod koszami. W ofensywie wspierał ich też Williams-Goss. Betis w związku z tym musiał się odsunąć od kosza, ale skuteczność rzutów za trzy punkty mu dopisywała i po 10 minutach Andaluzyjczycy znajdowali się tuż za madrytczykami (16:18).
Druga kwarta rozpoczęła się od serii gospodarzy 9:0. Real Madryt za bardzo na to nie potrafił odpowiedzieć, bo skuteczność rzutów w tej części meczu była katastrofalna. Do tego pojawiły się straty. Pablo Laso próbował reagować, rotował składem, jednak nie przynosiło to efektu. Madrytczycy w tej kwarcie zdobyli zaledwie 9 punktów, co przypominało najgorsze występy ofensywy w tym sezonie. Betis zbudował dzięki temu solidną przewagę w połowie meczu (36:27).
Po zmianie stron odwróciły się też role. Tym razem to Real Madryt rozpoczął od serii 7:0, wracając do gry. Betis zupełnie się pogubił. Jedynie Bertāns i Almazán nie mieli problemów ze skutecznością. Królewscy bezlitośnie wykorzystali słabszy moment Andaluzyjczyków. Kolejna ofensywna passa, tym razem 11:0 wyprowadziła podopiecznych Laso na prowadzenie. Wynik tej kwarty był odwróceniem wyniku drugiej części (45:47).
Kiedy w ostatniej kwarcie Real Madryt popisał się jeszcze jedną serią, tym razem 9:0, można było myśleć, że mecz jest rozstrzygnięty. Betis jednak pokazał, że jest waleczną drużyną. Brown i Evans poprowadzili Andaluzyjczyków do odrabiania strat i na nieco ponad 2 minuty przed końcem był remis (65:65). Co więcej, niecałą minutę przed końcem Brown dał Betisowi prowadzenie (69:67). Pablo Laso poprosił o czas i kolejna akcja okazała się kluczowa. Williams-Goss co prawda spudłował za 3 punkty, ale ofensywną zbiórkę zaliczył Tavares i z dystansu trafił Hanga. Betis chciał odpowiedzieć, ale Brown nadział się na blok Tavaresa. Środkowy Królewskich ustalił wynik celnym rzutem osobistym.
69 – Betis (16+20+9+24): Johnson (9), Evans (7), Bertāns (13), Pasečņiks (7), Brown (14), Cvetković (2), Almazán (2), Wiley (10), Báez (5).
71 – Real Madryt (18+9+20+24):& Williams-Goss (13), Núñez (2), Abalde (7), Tavares (10), Yabusele (16), Causeur (0), Randolph (3), Hanga (7), Poirier (5), Llull (8).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze