Mecz, jakiego Valverde potrzebował od dawna
Fede Valverde wiedział, że ten mecz ma olbrzymie znacznie zarówno dla zespołu, jak i dla niego samego.
Fot. Getty Images
Gdy tylko Urugwajczyk obudził się w ośrodku treningowym, postanowił od razu wyłączyć telefon, odciąć się od świata zewnętrznego i skupić wyłącznie na potyczce z PSG. Po ostatnim gwizdku nie był w stanie powstrzymać emocji. Kolosalny wysiłek włożony w spotkanie od pierwszej do ostatniej minuty i ostateczne powodzenie misji sprawiły, że 23-latek po prostu się rozpłakał.
Drużyna kompletnie dała się ponieść euforii. Piłkarze biegali po murawie bez sensu, by w ten sposób jakoś podzielić się ze światem odczuciami. Zawodnicy PSG po raz kolejny przekonali się natomiast, jak bardzo gra na Bernabéu może spętać nogi i wprawić w przerażenie. Sam Valverde przez większą część sezonu raczej nie miał wielu powodów do zadowolenia. W środę wreszcie jednak miał okazję przeżyć jedną z tych magicznych nocy, jakie przydarzają się tylko w świątyni Królewskich.
Fede doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie rozegrał jak dotąd swój mecz życia. Podobny występ może w ostateczny sposób wpłynąć na jego rolę w zespole. Pomocnik był niezmordowany zarówno w destrukcji, jak i kreacji. Do przodu, do tyłu, znów do przodu, znów do tyłu i tak w kółko. Momentami można było odnieść wrażenie, że opanował on sztukę teleportacji. Był zawsze tam, gdzie powinien oraz pomagał w sytuacjach, w których tak naprawdę nikt nie musiał tego od niego wymagać. Bronił, by za sekundę błyszczeć dynamiką i szybkością w ofensywie.
Wraz z końcem potyczki dało się po nim zauważyć kolosalne zmęczenie. Valverde jednak inaczej nie potrafi, w ten sposób rozumie futbol. Dał z siebie wszystko. Jego szaleńczy pressing i wszechobecność okazały się kluczowe w początkowej fazie akcji, po której padł gol na 3:1. Fede zaliczył 40 celnych podań, ocierając się tym samym o 90% skuteczności. Do tego zaliczył cztery odbiory i wygrał sześć pojedynków. Liczby nie odzwierciedlają jednak postawy piłkarza. Przede wszystkim biła od niego niesamowita energia. Energia niezbędna zwłaszcza w tego typu konfrontacjach i w dzisiejszej piłce w ogóle.
Valverde od dawna czekał na to, by zanotować taki występ, jak przedwczorajszy. W środę brał się za wszystko i wszystko robił dobrze. Biegał, walczył oraz dołożył do tego ponadprzeciętną piłkarską jakość. Za każdym razem swoim uporem dawał sygnał do walki, gdy wydawało się, że losy dwumeczu są przesądzone.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze