Dwa remisy i zwycięstwo Brazylii
czyli podsumowanie niedzielnych spotkań MŚ
Chorwaci w swoim pierwszym meczu, mimo przegranej 1:0 z Brazylią, wypadli bardzo dobrze, podjęli walkę z faworyzowanych przeciwnikiem i takiej właśnie gry spodziewano się dziś po nich w starciu z Japonią. Już od pierwszej minuty piłkarze Zlatko Kranjcara starali się przejąć inicjatywę gry, ale Japończycy nie dawali za wygraną i, grając rozważnie w obronie, starali się atakować. W 21. minucie kapitan reprezentacji Japonii, Tsuneyasu Miyamoto, sfaulował w polu karnym Dado Prso. Rzut karny, podyktowany przez sędziego, wykonywał Srna, lecz lepszy okazał się Kawaguchi, który „sparował" słaby strzał chorwackiego zawodnika na rzut rożny. Po nim Niko Krancjar skierował piłkę w boczną siatkę. Chwilę później ten sam zawodnik uderzył zza pola karnego w poprzeczkę. Akcje te pokazywały wściekłość nie tylko Krancjara, ale także całej drużyny, która mogła w tym meczu już prowadzić. Pierwsza połowa była dość wyrównana, ale lepsze wrażenie sprawiali Chorwaci.
Zaraz po przerwie doskonałą, wręcz 100% sytuację na bramkę miał Atsushi Yanagisawa, który przestrzelił na pustą bramkę. Ale to ataki Chorwatów oglądaliśmy częściej; co rusz nękali japońskich obrońców, ale efektu w postaci bramki widać nie było. Piłkarzom we znaki dawało się zmęczenie, spowodowane głównie przez upadł panujący w Norymberdze – akcje były wolniejsze, podania niedokładne, zawodnicy nie mieli pomysłu i sił, by wykończyć stwarzane sytuacje. Ostatecznie bramek w tym mało interesującym meczu nie ujrzeliśmy, a podział punktów nie może z pewnością zadowolić Chorwatów, którzy liczyli tu na ich komplet.
Japonia – Chorwacja 0:0
Japonia: Yoshikatsu Kawaguchi - Akira Kaji, Tsuneyasu Miyamoto, Yuji Nakazawa, Alessandro Santos - Mitsuo Ogasawara, Hidetoshi Nakata, Takashi Fukunishi (46’ Yunichi Inamoto), Shunsuke Nakamura - Naohiro Takahara (85’ Masashi Oguro), Atsushi Yanagisawa (61’ Keiji Tamada).
Chorwacja: Stipe Pletikosa - Dario Simic, Robert Kovac, Josip Simunic - Dario Srna (87’ Ivan Bosnjak), Igor Tudor (70’ Ivica Olic), Niko Kovac, Marko Babic - Niko Kranjcar (78’ Luca Modric) - Ivan Klasnic, Dado Prso.
Zespół brazylijski miał się z meczu na mecz rozkręcać, bo to co pokazał w meczu z Chorwacją, nie przypominało gry Mistrzów Świata. Już w 3. minucie świetnym podaniem do Kaki popisał się Ronaldo, ale zawodnik AC Milanu posłał piłkę obok słupka. Canarinhos mieli przewagę, ale nie potrafili przedrzeć się przez dobrze zorganizowaną obronę Australii. Piłkarze Guusa Hiddinka grali bardzo blisko Brazylijczyków, często podwajali krycie. Jedną z najlepszych okazji na gola miał Ronaldo, który po ładnej akcji Ronaldinho i Kaki … nie trafił w piłkę. Ronaldo znów grał wolno, bezbarwnie, ale tym razem pokazywał się kolegom, wystawiał się do piłki. Australia powinna być zadowolona z bezbramkowego wyniku z taką drużyną jak Brazylia, ale oni wcale nie myśleli wyłącznie o jego obronie. Piłkarze Hiddinka atakowali, strzelali w światło bramki (oddali więcej strzałów od przeciwników!). Brazylia grała wolno, spokojnie, bez tej finezji i polotu, do których nas przyzwyczaiła.
Niedługo po zmianie stron, w 49. minucie doczekaliśmy się gola. Prostopadłą piłkę do Ronaldo zagrał Ronaldinho, El Gordo „ściągnął" na siebie obrońców i odegrał do Adriano, który mając przed sobą tylko jednego zawodnika, oddał precyzyjne strzał z lewej nogi. Po tym trafieniu, Canarinhos zaczęli grać szybciej, zapominając o obronie. Australijczycy przeprowadzili szybki kontratak, w rezultacie którego w sytuacji sam na sam znalazł się Bresciano, ale z interwencją zdążył Juan. Dużo było okazji bramowych ze strony Australii, ale zawsze brakowało celności i szczęścia. Hiddink ustawił drużynę ofensywnie – wprowadził na boisko pomocnika i dwóch napastników. W 72. minucie Ronaldo został zastąpiony przez młodego kolegę z klubu, Robinho. Gracz Realu Madryt wprowadził wiele ożywienia w brazylijskich szeregach, napędzał akcje swojej drużyny. Nadal natomiast atakowała Australia, szukając okazji na wyrównanie. Najlepszą miał Bresciano, który na 10 minut przed końcem spotkania popisał się genialnym strzałem z powietrza, lecz nie zdołał nim pokonać Didy. Australia grała bardzo dobrze, ale drugą bramkę strzelili Brazylijczycy. Świetny strzał oddał Robinho, piłka odbiła się od słupka i problemów z wbiciem jej na pustą bramkę nie miał Fred.
Brazylia - Australia 2:0 (Adriano 49’, Fred 90’)
Brazylia: Dida - Cafu, Lucio, Juan, Roberto Carlos - Emerson (72’ Gilberto Silva), Ze Roberto, Kaka, Ronaldinho - Ronaldo (72’ Robinho), Adriano (88’ Fred).
Australia: Mark Schwarzer - Tony Popovic (41’ Mark Bresciano), Lucas Neill, Craig Moore (69’ John Aloisi) - Brett Emerton, Scott Chipperfield - Vince Grella, Tim Cahill (56’ Harry Kewell), Jason Culina - Mile Sterjovski - Mark Viduka.
Krytykowani za słabą grę Francuzi, spotkanie z Koreą Południową zaczęli bardzo dobrze. Już w 9. minucie świetne podanie Wiltorda na bramkę zamienił Thierry Henry. Tym samym przełamał on strzelecką niemoc Trójkolorowych, którzy od finału Mistrzostw Świata w 1998 roku, nie strzeli na tej imprezie bramki. Francuzi mieli w tym meczu przewagę, przeprowadzali dużo akcji ofensywnych, nie dając przeciwnikowi oddać ani jednego celnego strzału. W 32. minucie Patrick Vieira strzelił głową na bramkę Lee Woon-Jae, ale bramkarz wybijał piłkę już zza linii bramkowej, czego nie zauważył sędzia ani jego asystent. Francji należała się druga bramka. Podopieczni Raymonda Domenecha grali lepiej niż w meczu ze Szwajcarią, ale nie była to jeszcze gra na poziomie zawodników, którzy wybiegli dziś na boisko. Zidane z początku prezentował się dobrze, ale później był małowidoczny – Koreańczycy dobrze go kryli.
W drugiej odsłonie oglądaliśmy dużo słabszą reprezentację Francji. Zamiast pójść za ciosem, zawodnicy cofnęli się, tym samym narażając się na ataki przeciwnika. W chwili, gdy gra Trójkolorowych się nie układała, większość piłek „przechodziła" przez Zinedine’a Zidane’a. Koreańczycy naciskali obronę Francji, dążyli do wyrównania i w końcu się udało. W 81. minucie, po dośrodkowaniu z prawej strony, piłkę do środka zgrał Cho Jae-Jin, a tam do bramki skierował ją Park Ji-Sung. Aż chciało by się powiedzieć „Masz za swoje, panie Domenech!", gdyż fatalny błąd popełnił Fabien Barthez (wybrany przez trenera na bramkarza nr 1), który nie raczył wyskoczyć do piłki uderzonej przez Parka. Podłamali Francuzi natychmiast rzucili się do ataku. Dobrą akcję przeprowadził Zizou, podał do Henry’ego, ale ten w świetnej sytuacji trafił tylko w bramkarza. Dodatkowo Zidane otrzymał żółtą kartkę, za bezmyślny faul, co jednocześnie eliminuje go z kolejnego meczu Trójkolorowych. Jeżeli Francja nie awansuje do 1/8 finału (odpukać!), był to prawdopodobnie ostatni mecz Zinedine’a Zidane’a w karierze.
Francja - Korea Płd. 1:1 (Thierry Henry 9’ - Park Ji-Sung 81’)
Francja: Fabien Barthez - Willy Sagnol, Lilian Thuram, William Gallas, Eric Abidal - Sylvain Wiltord (60’ Franck Ribery), Patrick Vieira, Zinedine Zidane (90’ David Trezeguet), Claude Makelele, Florent Malouda (88’ Vikash Dhorasoo) - Thierry Henry.
Korea Płd.: Lee Woon-Jae - Choi Jin-Cheul, Kim Dong-Jin, Kim Young-Chul - Lee Eul-Yong (46’ Seol Ki-Hyeon), Lee Ho (69’ Kim Sang-Shik), Kim Nam-Il, Lee Young-Pyo - Park Ji-Sung, Cho Jae-Jin, Lee Chun-Soo (72’ Ahn Jung-Hwan).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze