Groźne Słonie, nieugięty Trynidad
czyli sobotnie mecze Mistrzostw Świata
Rywalizację w grupie B zainaugurował mecz reprezentacji Anglii przeciwko drużynie Paragwaju. Sven-Goran Eriksson, z powodu kontuzji Wayne’a Rooneya, zdecydował się postawić na atak Owen-Crouch. Bramka dla Anglików padła już w 3. minucie, ale nie strzelił jej żaden z dwójki wymienionych napastników. Po świetnym dośrodkowaniu Davida Beckhama z ok. 30 metrów, własnego bramkarza pokonał Carlos Gamarra, trącając piłkę tuż przed nim. Wymarzony początek dla Wyspiarzy, a zarazem fatalny dla Paragwajczyków. Kilka minut po skapitulowaniu, Justo Villar, przy niefortunnej interwencji, doznał urazu, przez co był zmuszony do opuszczenia boiska. Zastąpił go Bobadilla i chwilę po wejściu na bramkę popełnił błąd przy wznowieniu, w czego konsekwencji sędzia przyznał rzut wolny drużynie przeciwnej. Tym razem uderzał Lampard, ale najpierw trafił w mur, a następnie posłał piłkę w trybuny.
Anglicy grali bardzo spokojnie, długo rozgrywali swoje akcje, stale utrzymując się przy piłce, podczas gdy piłkarze Paragwaju szybko ją tracili. Podopieczni Erikssona często strzelali z dystansu, jednak albo niegroźnie, albo niecelnie. Strzały te były głównie dziełem Franka Lamparda i Stevena Gerrarda. Dużo piłek było kierowanych do wysokiego Petera Croucha – w końcu trudno z nim wygrać walkę w powietrzu. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy swoją okazję wypracowali Paragwajczycy, ale strzał Nelsona Valdeza minimalnie minął słupek bramki Robinsona.
W przerwie mogliśmy zobaczyć rozgrzewającego się Wayne’a Rooneya, co zapewne wielce ucieszyło wszystkich Anglików. Zespół Paragwaju zaczął w drugiej połowie grać znacznie odważniej. Po dośrodkowaniu Boneta błąd popełnił Robinson i przed szansą na gola stanął Carlos Paredes, ale posłał piłkę wysoko ponad poprzeczkę. W 64. minucie świetną, indywidualną akcję przeprowadził Valdez – wbiegł w pole karne, zwiódł obrońcę i oddał zaskakujący strzał, lecz nie zmusił tym bramkarza drużyny przeciwnej do kapitulacji. Anglicy nie kwapili się zbytnio do strzelenia kolejnej bramki. Widać skromne zwycięstwo w pełni ich zadowalało. Największym zagrożeniem z ich strony były strzały Lamparda, które z trudem bronił Bobadilla. Paragwajczycy natomiast szukali okazji na wyrównanie. Ostatecznie im się to nie udało.
Trudno pochwalić Anglików za wygraną, gdyż zagrali po prostu słabo, bezbarwnie. Wyglądało to, jakby oszczędzali siły na kolejne spotkania. Reprezentacja Paragwaju obudziła się w drugiej połowie i dążyła do strzelenia bramki, a najaktywniejszym zawodnikiem był gracz Werderu Brema, Nelson Valdez, który dwoił się i troił w polu karnym Robinsona.
Anglia - Paragwaj 1:0 (Carlos Gamarra 4’ - samobójcza)
Anglia: Paul Robinson - Gary Neville, Rio Ferdinand, John Terry, Ashley Cole - David Beckham, Frank Lampard, Steven Gerrard, Joe Cole (83’ - Owen Hargreaves) - Michael Owen (56’ - Stewart Downing), Peter Crouch.
Paragwaj: Justo Villar (8’ - Aldo Bobadilla) - Julio Cesar Caceres, Denis Caniza, Carlos Gamarra, Delio Toledo (82’ - Jorge Nunez) - Carlos Bonet (68’ - Nelson Cuevas), Carlos Paredes, Roberto Acuna, Cristian Riveros - Roque Santa Cruz, Nelson Valdez.
W ciemno można było obstawiać, że spotkanie Szwedów z debiutantem turnieju, drużyną Trynidadu i Tobago, będzie widowiskiem jednostronnym i nudnym. Kto jednak zdecydował się na obejrzenie tego meczu, na pewno nie żałuje. Od początku meczu przewagę zdobyli Szwedzi, co chyba niespodzianką nie było. Po kilku składnych, ofensywnych akcjach wydawało się, że gol jest tylko kwestią czasu. W 22. minucie dobrą akcję przeprowadził Zlatan Ibrahimović, dośrodkował wzdłuż bramki i mało brakowało, by piłkę sięgnął Henrik Larsson. Sytuacji bramkowych nie brakowało – brakowało konsekwencji w ich wykorzystywaniu. Ze strony Szwedów oczywiście. Grali oni spokojnie, można powiedzieć - „na luzie". W 33. minucie pierwszy strzał na szwedzką bramkę oddał Carlos Edwards, ale bez trudu poradził z nim sobie Rami Shaaban. Drużyna Trynidadu i Tobago także próbowała uprzykrzyć życia obrońcom przeciwnika, ale osamotniony w ataku Stern John nie potrafił dużo zdziałać bez odpowiedniego zaangażowania kolegów, którzy skupili się głównie na obronie wyniku remisowego.
6 minut przed przerwą świetnym strzałem popisał się Wilhelmsson, a jeszcze lepszą obroną Hislop. Bramkarz z numerem „1" na koszulce rzutem na taśmę wskoczył do pierwszej jedenastki na dzisiejszy mecz – jakiegoś urazu doznał Kelvin Jack, pierwszy bramkarz tej reprezentacji. W 42. minucie Hislop znów popisał się dobrą interwencją, tym razem przy strzale Ibrahimovicia. Przewaga drużyny szwedzkiej była znacząca, jednak brakowało udokumentowania ich dobrej gry w postaci gola. Zawodnicy Trynidad i Tobago nie grali źle – całkiem dobrze radzili sobie w obronie, od czasu do czasu próbowali atakować.
Druga połowa zaczęła się dla nich fatalnie. Wilhelmssona wślizgiem zaatakował Avery John, a sędzia uznał, że to zagranie zasługiwało na karę. Pan Shamsul Maidin pokazał Johnowi drugą żółtą kartkę, który osłabił zespół na niemal 45 minut. Ale zawodnicy T&T nie odczuli tej zmiany i nie wpłynęła ona na ich grę. W 59. minucie Cornell Glen niespodziewanie oddał strzał, po którym piłka odbiła się od poprzeczki. Szybko odpowiedział mu Zlatan – Szwed z kilku metrów uderzył z „półwoleja", jednak po raz kolejny lepszy okazał się bramkarz Trynidadu i Tobago.
Na stadionie w Dortmundzie minęła godzina gry, a kibice nadal nie zobaczyli gola. W takiej sytuacji zareagował trener Skandynawów, Lars Lagerbaeck, który wpuścił do boju trzeciego napastnika, Allbaecka. Była to dobra decyzja, gdyż doświadczony zawodnik w przeciągu 10 minut doszedł do czterech doskonałych sytuacji, by pokonać Hislopa. Dzisiaj było to jednak niemożliwe, gdyż bronił on jak natchniony, a bramka T&T do końca spotkania pozostała zaczarowana i Szwedzi, pomimo nerwowej końcówki, nie zdołali umieścić w niej piłki.
Taki wynik można spokojnie uznać za sensację, niespodziankę. Wydawało się, że drużyna Trynidadu i Tobago przyjechała do Niemczech na wycieczkę, a tymczasem powalczyła z takim zespołem jak Szwecja, i to grając w osłabieniu. Tym bardziej wielka radość piłkarzy i trenera jest tu jak najbardziej na miejscu.
Trynidad i Tobago - Szwecja 0:0
Trynidad i Tobago: Shaka Hislop - Cyd Gray, Avery John, Dennis Lawrence, Brent Sancho - Collin Samuel (59’ - Cornell Glen), Christopher Birchall, Densill Theobald (67’ - Aurtis Whitley), Carlos Edwards - Stern John, Dwight Yorke.
Szwecja: Rami Shaaban - Niclas Alexandersson, Olof Mellberg, Teddy Lucic, Erik Edman - Christian Wilhelmsson (78’ - Kim Kaellstroem), Tobias Linderoth (78’ - Mattias Jonsson), Anders Svensson (62’ - Marcus Allbaeck), Fredrik Ljungberg - Henrik Larsson, Zlatan Ibrahimović.
Dzisiaj także rozpoczęła się rywalizacja w grupie C, jak się okazało, nie bez przyczyny nazwanej „grupą śmierci". Już pierwszy mecz, w którym zmierzyła się reprezentacja Argentyny i Wybrzeża Kości Słoniowej przyniósł wiele emocji.
Już w 3. minucie groźną akcję zainicjował Kalou, który przeprowadził rajd lewym skrzydłem i zagrał w pole karne, gdzie piłkę głową uderzył Didier Drogba, największa nadzieja kibiców afrykańskiej drużyny. W 14. minucie po dośrodkowaniu Maxi Rodrigueza, jeden z obrońców WKS zagrał ręką w polu karnym. Sędzia tego nie zauważył i podyktował rzut rożny. Po jego wykonaniu piłka poszybowała w okolice 10. metra, gdzie z impetem głową uderzył ją Hernan Crespo. Doszło do kontrowersyjnej sytuacji, gdyż bramkarz z trudem wybronił strzał Argentyńczyka, jednak jego koledzy sugerowali, że piłka przekroczyła linię bramkową. Sędzia milczał.
Reprezentacja WKS z każdą akcją pokazywała jak jest groźna. Mieliśmy okazję oglądać dobre, szybkie spotkanie; akcja przenosiła się jednej bramki na drugą. W 24. minucie padła pierwsza bramka dla Argentyny. Po dośrodkowaniu piłkarza Villarreal CF, Riquelme, doszło do zamieszania w polu karnym, w wyniku którego piłka znalazła się w siatce, po uderzeniu Crespo. Mimo iż podopieczni Jose Pekermana prowadzili, to Wybrzeże Kości Słoniowej sprawiało lepsze wrażenie – przeprowadzali szybkie, składne akcje, ale brakowało ich wykończenia. Najlepszą okazję na gola miał Yaya Toure, który z 5. metrów uderzeniem głową trafił w bramkarza.
Zwykło się mawiać, że niewykorzystane sytuacja się mszczą. W 38. minucie genialnym podaniem popisał się Riquelme, dzięki któremu zawodnik Sevilla FC, Javier Saviola, znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i podwyższył wynik spotkania.
Piłkarze WKS mieli kolejne 45 minut, aby skorygować wynik spotkania na własną korzyść. W każdej akcji szukali okazji, by trafić do bramki Abbondanzieriego, ale ta wydawała się zaczarowana, jakby z meczu T&T – Szwecja. Argentyna uspokoiła swoją grę – mieli komfort dwóch strzelonych bramek i zaczęli bronić wyniku. W 70. minucie świetną akcję przeprowadził Drogba, przedarł się przez całe pole karne, odegrał do Keita, który wyłożył piłkę filigranowemu Bakary’emu Kone, a ten fatalnie przestrzelił z kilku metrów. Został on wpuszczony na boisko w drugiej połowie, podobnie jak dwójka innych napastników, wydelegowanych przez Henriego Michela do gry. Wiedział on, że jego drużyna ma potencjał, by powalczyć jeszcze z Argentyńczykami - brakowało im konsekwencji, skutecznego zakończenia akcji.
8 minut przed końcem spotkania kontaktowego gola strzelił Didier Drogba, który wykorzystał podanie Aruny Dindane, i z trudnej pozycji oddał świetny strzał. Na tę bramkę piłkarze Wybrzeża Kości Słoniowej pracowali przez cały mecz i bez wątpienia ona im się należała. Nie stracili jeszcze nadziei, walczyli do końca, ale nie zdołali już wyrównać.
Gra WKS mogła, a nawet musiała się podobać – efektowna, szybka, ambitna, przepełniona walką, nieustępliwością. Dzisiaj wygrała jednak skuteczność, gra efektywna, konsekwentna. Mecz był bardzo emocjonujący i zapowiada niesamowitą walkę w grupie C.
Argentyna - WKS 2:1 (Hernan Crespo 24’, Javier Saviola 38’ - Didier Drogba 82’)
Argentyna: Roberto Abbondanzieri - Nicolas Burdisso, Roberto Ayala, Gabriel Heinze, Juan Pablo Sorin - Maxi Rodriguez, Javier Mascherano, Juan Roman Riquelme (90’ - Pablo Aimar), Esteban Cambiasso - Javier Saviola (76’ - Luis Gonzalez), Hernan Crespo (64’ - Rodrigo Palacio).
WKS: Jean-Jacques Tizie - Emmanuel Eboue, Kolo Toure, Abdoulaye Meite, Arthur Boka - Abdul Kader Keita (77’ - Arouna Kone), Didier Zokora, Yaya Toure, Kanga Akale (62’ - Bakary Kone) - Bonaventure Kalou (55’ - Aruna Dindane), Didier Drogba.
Fot.: FIFAworldcup.com
UWAGA! Klikając w minuty przy nazwiskach strzelców goli, możecie pobrać klipy ze wszystkimi bramkami z dzisiejszych meczów. Presented by Maylo.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze