Odzyskane kły?
Główny problem Realu Madryt w zeszłym sezonie był oczywisty. Drużynie w wielu kluczowych momentach brakowało skuteczności i konkretów pod bramką rywala. Dwa pierwsze ligowe spotkania bieżących rozgrywek dają nadzieję na to, że w końcu będzie pod tym względem lepiej.
Fot. Getty Images
Rezultat świetnego widowiska na Estadio Ciudad de Valencia budzi w Realu Madryt słodko-gorzkie odczucia. Z jednej strony gracze Levante w pewnym momencie mogli odnieść wrażenie, że defensywa Królewskich zostawiła po sobie lej po bombie. Z drugiej jednak cieszyć może fakt, że zespół Carlo Ancelottiego zdobył aż siedem bramek w dwóch spotkaniach. Warte podkreślenia jest zwłaszcza to, że przy sześciu z trafień czynny udział brali nominalni napastnicy.
Pomijając gola Nacho po dośrodkowaniu Modricia tydzień temu, wszystkie pozostałe zdobycze wychodziły spod butów piłkarzy odpowiadających stricte za atak. Największe zasługi, co akurat nie może dziwić, leżą po stronie Karima Benzemy. W Vitorii Francuz ustrzelił dublet, w niedzielę zaś dołożył dwie asysty. Wreszcie jednak wydaje się, że 33-latek nie jest osamotniony w ciągnięciu ofensywy.
Jedno z podań Karima na gola już na początku spotkania zamienił Gareth Bale. Walijczyk po niezłym spotkaniu z Deportivo w Walencji był raczej niewidoczny. Nie przeszkodziło mu to jednak we wpisaniu się na listę strzelców. Tym samym atakujący mógł cieszyć się ze swojej pierwszej bramki w białej koszulce od 20 stycznia 2020 roku, kiedy to pokonał bramkarza Unionistas w Pucharze Króla. Zeszły sezon pokazał, że 31-latek nie stracił strzeleckiego instynktu. Po tym, jak okazało się, że Bale zostanie na ostatni rok kontraktu w Madrycie, działacze liczyli, że były gracz Tottenhamu pomoże w zredukowaniu bramkowego deficytu. Mecz z Levante pokazał, że właśnie tak może się stać. Brytyjczyk nie musiał błyszczeć i odpalać fajerwerków, by i tak koniec końców zrobić swoje.
Bardzo blady występ ma za sobą z kolei Eden Hazard, któremu w niedzielę ewidentnie nie szło. Belgowi brakowało czucia tempa gry. Czasami zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału czy napędzaniem akcji. Do tego nie popisał się przy golu na 1:1. Tak czy inaczej, nie można zapomnieć, że w poprzednim starciu zaliczył bardzo widowiskową asystę przy bramce Benzemy. Było to odegranie, w którym widać było, że mowa o piłkarzu dysponującym ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Mimo gorszej postawy z Levante w Madrycie wciąż mają nadzieję, że wkrótce Eden złapie ciągłość.
Na ciepłe słowa zasłużył w szczególności Vinicius. Brazylijczyk w obu dotychczasowych kolejkach wchodził z ławki i w obu trafiał do siatki. W Vitorii ustalił wynik spotkania strzałem głową w doliczonym czasie gry, wczoraj natomiast dał prawdziwy show. Najpierw popisał się fantastyczną szybkością po kapitalnym prostopadłym podaniu Casemiro, następnie zaś ze spokojem pokonał golkipera. Prawdziwy majstersztyk przyszedł jednak parę chwil później. Finezyjny techniczny strzał z ostrego kąta na 3:3 był tym, czego należy oczekiwać od gracza, którego sprowadzono, by w przyszłości stanowił o sile ofensywy Królewskich. Gdyby tego było mało, to także on w największej mierze przyczynił się do wyrzucenia z boiska bramkarza rywali.
Mimo braku odzwierciedlenia w statystykach na pochwałę zasłużył też Luka Jović. Serb był bardzo bliski pokonania Aitora, ale ten popisał się niebywałym refleksem po jego uderzeniu głową. Choć 23-latek pojawił się na boisku dopiero w 82. minucie, można było odnieść wrażenie, że szukał gry zdecydowanie częściej, niż zdążył do tego przyzwyczaić. Tym razem nie zostało to nagrodzone, ale jego występ budzi pewne nadzieje na przyszłość.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze