Advertisement
Menu

„Szkoda tylko, że wtedy się nie udało”

Choć od tamtych chwil minęło siedem długich lat, pewne ładnie zdjęcie ze stolicy Portugalii ani na moment nie zniknęło z najlepiej wyeksponowanej półki w jego domu.

Foto: „Szkoda tylko, że wtedy się nie udało”
Fot. Getty Images

Typ charakteru pozwalał mu czuć się dobrze niezależnie od tego, gdzie akurat pracował. Włochy, Niemcy, Francja, Anglia… Pierwszy z tych krajów był jego prawdziwym domem, z każdego z pozostałych szybko potrafił zaś uczynić nowy, w którym czuł się niemal równie komfortowo. Szczególny sentyment, nie licząc swojej ojczyzny, żywił jednak względem Hiszpanii. Pokochał tamtejszą rzeczywistość do tego stopnia, że nawet po stracie zatrudnienia, zamiast pakować walizki i wrócić chociażby na Półwysep Apeniński pozostał tam jeszcze przez rok, w pełni ciesząc się życiem. 

Piękne miasto, wspaniały klimat, otwarci ludzie, dobre jedzenie (co dla takiego łasucha było bardzo istotnym czynnikiem)… W domu z kolei niezmiennie na honorowym miejscu wspomniane zdjęcie. Mimo że wbrew sprzeciwu wielu ludzi z różnych środowisk ostatecznie postanowiono go zwolnić, patrzył na tę fotografię z czystą radością. Nie żywił do nikogo urazy, ani tym bardziej nie życzył swojemu następcy źle (ten sam człowiek chichotem losu miał go zresztą lata później zastąpić na stanowisku w mieście Beatlesów). On po prostu taki nie jest. Wiedział, że ten etap w swoim życiu będzie wspominał bardzo miło, tak samo jak on będzie mile wspominany przez świadków tamtych wydarzeń. 

Na samym środku zdjęcia Iker Casillas, mimo zawalonego gola, w ekstazie wznosi ku niebu uszaty puchar. Po jego prawej stronie szalonej radości nie kryje Sergio Ramos, czyli ten, który Casillasowi tak naprawdę rzutem na taśmę uratował skórę. Z lewej strony ówczesnego kapitana stoi Ángel Di María – to on odegrał w dogrywce kluczową rolę przy golu na 2:1. Nieco z ukrycia między Argentyńczykiem i Ikerem czai się Marcelo, czyli zdobywca bramki na 3:1. Obok Ramosa natomiast pręży się dumny Cristiano Ronaldo, ten, który postawił owego wieczoru kropkę nad „i”. 

„Szkoda tylko, że nie udało się wtedy zdobyć jeszcze mistrzostwa”, myśli sobie czasami, kiedy akurat ma nieco gorszy nastrój, co przecież zdarza się nawet największemu wesołkowi i gawędziarzowi. Z perspektywy czasu faktycznie można odnieść wrażenie, że było ono w zasięgu, podobnie zresztą jak rok później. O ile jednak za pierwszym razem 10. Puchar Europy i Puchar Króla w pełni zrekompensowały niepowodzenie w lidze, o tyle przy drugim podejściu osoby decyzyjne stwierdziły, że bilans zysków i strat się już nie zgadza. Decyzję zarządu o rozwiązaniu umowy przyjął jednak z właściwą sobie pokorą. Wiedział przecież, że popełnił parę istotnych błędów. 

Potem były Niemcy.
Potem Włochy.
Jeszcze później Anglia. 

We wszystkich tych krajach, jak już zostało wspomniane, czuł się bardzo dobrze. Sama praca szła mu jednak różnie. W zasadzie jedynie w Niemczech potrafił odnieść jakiś sukces: mistrzostwo i dwa superpuchary. Wciąż było to jednak stosunkowo niewiele, jak na klub klasy Bayernu. Kiedy przejął 8. drużynę Premier League w głębi duszy czasami zastanawiał się, czy przyjdzie mu jeszcze oprawić zdjęcie, które będzie mógł postawić w miarę blisko tego z Lizbony. 

Po roku zaś zadzwonił telefon z kierunkowym 0034. Hiszpania. Real Madryt. Rozmowa była krótka i konkretna. Szczegóły dopięto w parę chwil, nawet pomimo tego, że kompletnie nie spodziewał się podobnego obrotu spraw. Jeszcze tylko szybki test PCR i można wsiadać w samolot. Lot trwał 2,5 godziny. 3,5, jeśli uwzględnić zmianę stref czasowych. Najwiekszym kłopotem był zakaz palenia na pokładzie maszyny. Jakoś udało mu się jednak wytrzymać.

Gdy tylko wylądował, nadrobił nikotynowe zaległości, a wspomnienia z 2014 roku rzecz jasna od razu zaczęły wracać. Carlo Ancelotti nie musiał jednak zaliczać spaceru wzdłuż Manzanares, by dowiedzieć się, że stadionu Atlético już tam nie ma, a rzeka ta nie jest już tak naprawdę tą samą. Nie zmieniło się w zasadzie tylko to, że po jego pierwszym sezonie i po powrocie mistrzostwo należało do ekipy Diego Simeone. Tak samo nie musiał po raz nie wiadomo już który zerkać na fotografię, by uświadomić sobie, że dziś, z wyjątkiem cienia Marcelo i Modricia, w Realu Madryt nie ma już tych, którzy w największej mierze przyczynili się do zdobycia Décimy

Po siedmiu latach Włoch zastanawiać musiał się nad zupełnie innymi rzeczami. 

Czy Odzyskanemu Bale'owi będzie się chciało i czy będzie dopisywało mu zdrowie?

Ile goli strzeli Odzyskany Jović?

Ile z nich padnie po podaniu Odzyskanego Ødegaarda?

Czy na prawdziwą szansę w Realu Madryt po dojściu do zdrowia zasłuży Odzyskany Dani Ceballos?

Czy Odzyskany Isco zdążył naładować do pełna wskaźnik many i pamięta jeszcze jakieś zaklęcia?

Czy Odzyskany Hazard wreszcie złapie ciągłość?

Mając na karku 62 lata, Włoch wiedział, że postawione przed nim zadanie jest szalenie skomplikowane. Został ściągnięty, by przeprowadzić zespół przez kolejny już sezon przejściowy. Zespół, z którego dopiero co odszedł kapitan oraz drugi podstawowy stoper. Zespół, który ściągnął jedynie za darmo Davida Alabę i który resztę dziur chce łatać graczami powracającymi z wypożyczeń oraz wychowankami. Zespół, który po odejściu Cristiano Ronaldo w przodach od trzech lat ciągnie na plecach osamotniony Karim Benzema. Zespół, którego największym transferem zdaniem złośliwców jest odejście z Barcelony Leo Messiego. Zespół, który czeka, aż każde kolejne euro wrzucane na transfer Mbappé będzie dolatywało na dno skarbonki szybciej. 

Kiedy Carletto myśli o całym natłoku pracy, który go czeka, unosi charakterystycznie brew, odpala papierosa i w głowie powtarza sobie: „Szkoda tylko, że nie udało się wtedy zdobyć jeszcze mistrzostwa”… A także przypomina sobie, że już raz zdołał dokonać rzeczy wielkiej, gdy wydawało się, że nic nie wyrwie nas spod topora. Jest przecież nie tylko wyjątkowym łasuchem, lecz przede wszystkim świetnym fachowcem w swojej dziedzinie. A jeśli on będzie miał z czymś problem, zawsze ma jeszcze pod ręką sierżanta Antonio. 

* * *

Spotkanie z Deportivo Alavés rozpocznie się o 22:00. W Polsce będzie można je obejrzeć na kanale CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.

Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich przynajmniej dwiema bramkami wynosi 2,25.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!