Grzechy Zidane'a
Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Fot. Getty Images
Zinédine Zidane po raz trzeci w karierze, a po raz drugi w roli trenera, odszedł z Realu Madryt, bo tak chciał. Kontrakt Francuza obowiązywał jeszcze przez rok, ale w obliczu braku chęci prowadzenia zespołu szkoleniowiec odszedł z klubu. Niech nikt nie ma wątpliwości, że to postać legendarna w każdym tego słowa znaczeniu. Był wielkim piłkarzem, został wielkim trenerem, ale przede wszystkim jest wielkim madridistą. Ale… nie jest idealny.
Trener, nie menedżer
Gdy w marcu 2019 roku zespół dzielnego, ofensywnego i może trochę zbyt naiwnego Santiago Solariego odpadł ze wszystkiego, z czego dało się odpaść, jasne było to, że Real Madryt potrzebuje rewolucji. Florentino Pérez poprosił Zizou o powrót i się nie zawiódł. Latem pojawiły się też odpowiednie fundusze, by przeprowadzić rewolucję.
Latem 2019 roku do zespołu przyszli Eden Hazard, Luka Jović, Éder Militão, Ferland Mendy i Rodrygo. Po dwóch latach można szukać plusów przy nazwiskach Mendy'ego czy Rodrygo, ostatnio także Militão, ale patrząc na wydane pieniądze i realny wpływ wszystkich tych zawodników na grę zespołu, większość została po prostu przepalona. Zidane'a nie broni też ściągnięcie z wypożyczenia Ødegaarda. Norweg dostawał mało szans i po kilku miesiącach znów uciekł z Madrytu.
To z Zizou za sterami Real za około 35 milionów euro pozbył się Marcosa Llorente i Theo Hernándeza. To on postawił krzyżyk jeszcze w trakcie sezonu na Joviciu czy Ødegaardzie, którzy nawet gdy byli zdrowi, nie uwzględniano ich w rotacji. Wyniki w pierwszej części sezonu wcale nie broniły tych, na których Zidane stawiał. A stawiał na Isco, Marcelo czy nawet Mariano. Duży progres w ciągu ostatnich dwóch lat zanotował jedynie Fede Valverde, choć nawet w tym wypadku trudno dopatrzeć się jednoznacznego wpływu trenera, u którego Urugwajczyk też nigdy na dłużej nie zagrzał miejsca w składzie (choć też wypadał z powodu urazów, o których za chwilę).
Młodzi byli na początku sezonu (Marvin i Arribas zagrali w pierwszym meczu sezonu z Realem Sociedad) i pod koniec, gdy sypała się kadra. Gdzie byli w międzyczasie? Praktycznie ich nie było, a Zidane z uporem maniaka stawiał na swoich ulubieńców. Sięgnięcie w końcówce po Miguela, który wygryzł Marcelo, może przysłaniać smutną rzeczywistość – Zidane przez większość czasu szkółki po prostu nie dostrzegał.
Wyniki
Za Królewskich niestety niejednokrotnie można było się wstydzić. Rozlazły Real przegrał z trzecioligowcem, skompromitował się w meczach z Szachtarem Donieck, a w ligowych starciach z kandydatami do spadku nie miał pomysłu na strzelenie gola. Do mistrzostwa zabrakło niewiele i to właśnie w tych spotkaniach należy upatrywać przyczyny pustej gabloty w tym sezonie. Ostatecznie w ciągu ponad dwuletniego etapu Zidane wsadził do gabloty dwa trofea – Superpuchar Hiszpanii i mistrzostwo Hiszpanii. Ani nie jest to wynik fatalny, ani spektakularny. Żegnając go dziś i planując przyszłość, warto pamiętać o tym, że dwadzieścia kilka poprzednich miesięcy nie było usłanych różami. Były wzloty i upadki. Zespołu i trenera, który też niejednokrotnie podejmował decyzje jednoznacznie złe.
Brak konsekwencji
Zagrałeś dobry mecz? Gratulacje, ale kolejny mecz zaczniesz na ławce. Ustawienie zdało egzamin? Świetnie, ale w sobotę będzie inny mecz. Zidane nie tylko nie potrafił (przynajmniej do czasu) pokazać miejsca w szeregu Isco i Marcelo, których niemal w nieskończoność próbował odzyskiwać, ale też w sobie tylko znany sposób oceniał formę lub jej brak u pojedynczych piłkarzy. Obecność Asensio w pierwszym składzie nawet za dziesiątym razem była zaskoczeniem. Nie wszyscy piłkarze mieli równe szanse. Skąd tak duże zaufanie do jednych i kompletny jego brak do drugich?
Słowa
Zidane przedstawiał się jako winny porażek, ale nie był liderem projektu. Na konferencjach prasowych niejednokrotnie się gubił i trudno było zrozumieć, co chce osiągnąć. Wyrzucał z klubu Garetha Bale'a, gdy ostatecznie nic nie było przesądzone, po Alcoyano stwierdził, że to nie jest wstyd (w końcu nie ma już słabych drużyn), a po izolacji i powrocie po koronawirusie obraził się na dziennikarzy, choć konia z rzędem temu, kto wyjaśni, o co właściwie mu chodziło.
Do końca bronił zespołu, co mogło się podobać, rzadko mówił kontrowersyjnie, nie rozmawiał o sędziach, ale… czy to naprawdę coś, za co należy chwalić trenera? Raczej pozostawił wrażenie kogoś, kto nie ma wiele do powiedzenia. „Idziemy dalej”, „zasługujemy na kolejną szansę”, „dajcie mi pracować”. Miał rację, bo ostatecznie zmiana trenera na przykład po Alcoyano nic by nie zmieniła. Potrafił przynajmniej w jakimś stopniu podnieść drużynę po kryzysie, ale przecież sam z nią w ten kryzys wpadł.
Sztab szkoleniowy
Grégory Dupont, który jest odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne, to człowiek, który jest częścią sztabu Zidane'a. Jeśli ktoś uważa, że wina ponad 60 kontuzji w sezonie leży właśnie po stronie złego doboru fachowca w tej kwestii, to… nie można zapominać o tym, kto go tu zatrudnił. Szybko zatęskniliśmy za Antonio Pintusem, z którym Zidane ostatecznie nie umiał się dogadać. Kilka sezonów temu w maju Real był królem Europy nie bez powodu. Potrafił zajechać większość, o ile nie każdego rywala. W tym sezonie już koło 70. minuty nieraz słaniał się na nogach, a trener… czekał ze zmianami.
Test oka
Od marca 2019 roku Real Madryt Zidane'a rozegrał 114 meczów. Jeśli należycie do grupy szczęśliwców, którzy widzieli i przeżywali wszystkie z nich, czy jesteście w stanie napisać, że było warto spędzić przed telewizorem przynajmniej 20% czasu? Być może to demagogia albo szukanie poklasku, ale na Królewskich po prostu źle się patrzyło. Wystarczyło, że drużyna o wątpliwych umiejętnościach cofnęła się na połowę, broniła w dziesięciu czy jedenastu, a po 40 minutach bezbramkowego remisu zaczynała się panika. Czy w przepychaniu wyników 1:0 albo 2:1 była jakaś radość? Tak, równo z końcowym gwizdkiem.
Oczywiście liczył się wynik i nic w tym dziwnego. Zmiana Santiago Bernabéu na grę w Valdebebas i zamknięcie trybun nie znaczą jednak, że oczekiwania kibiców wobec może nieco przecenianej, ale ciągle istotnej „ładnej gry” jakkolwiek zmalały. Jeśli trzeba przyciągać młodych kibiców przed telewizory czy na stadion, a w kasie nie ma już pieniędzy na galaktycznego Francuza, może warto było po prostu od czasu do czasu bardziej zaryzykować? Zrobić coś więcej, by mówić o dobrym, atrakcyjnym futbolu, a nie wygranej na farcie czy temu, że zabrakło czegoś z przodu. Czego?
Zawsze brakowało konkretów, choć z uporem maniaka stawiał na ustawienie z trójką z przodu, gdy liczby z jakąkolwiek regularnością dostarczał jedynie Benzema. Pomysłów w ataku nie było, a zamiast tego otrzymywaliśmy grę w dziewięciu. Postawa skrzydłowych była wręcz katastrofalna, a zmiany ustawienia czy pomysłu na grę (wrzutki!) dalej nie było. O indolencji ofensywnej niech świadczą statystyki zdobytych bramek. W zeszłym sezonie drugim strzelcem był stoper, a w tym – defensywny pomocnik.
Pożegnanie
Zinédine Zidane nie wymyślił tego odejścia wczoraj. Nie wymyślił go w ciągu ostatniego tygodnia, ale poinformował o swojej decyzji prezesa cztery dni po zakończeniu sezonu. Chęć odpoczynku czy po prostu szukania nowych przygód jest zrozumiała. Trudno jednak nie sądzić, że klub dowiedział się o tym wszystkim za późno, zwłaszcza że kilka lepszych lub gorszych opcji już przepadło, a sezon trzeba planować z nowym trenerem.
Nie wystawiam Zidane'owi jednoznacznie negatywnej oceny za ostatnie dwa lata. Mnóstwo problemów kadrowych niezwiązanych z przygotowaniem fizycznym, koronawirus w zespole, gra bez kibiców, ultrakrótkie pseudoprzygotowania do sezonu są na pewno czynnikami, które będą działały na korzyść trenera. Tak jak wygrane mecze z Barceloną czy Liverpoolem, a także świetna pod względem wyników końcówka poprzedniego sezonu zwieńczonego mistrzostwem Hiszpanii.
Nie wystawiam mu też oceny 9,5 na 10, jaką sam przyznałby zespołowi. Ostatecznie w ostatnim czasie popełnił wiele błędów i wcale nie żałuję, że Florentino Pérez nie przekonał go do pozostania. Pożegnanie być może jest smutne, może bolesne, ale w mojej ocenie potrzebne obu stronom. Zidane już pokazał, że nie jest kimś gotowym na przejęcie przywództwa podczas rewolucji. Niestety nie ma też żadnej pewności, że kolejny trener jest.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze