Remis jak porażka

Real Madryt z meczu na mecz odzyskuje ostatnio kolejnych zawodników, ale niestety forma nadal jest sinusoidą. Po bardzo dobrym meczu w Kadyksie przyszła zadyszka, która mogła skończyć się zerowym dorobkiem punktowym. Królewscy niby zdominowali Betis, ale w rzeczywistości to goście stworzyli sobie lepsze okazje do zdobycia bramki.

Kolejny bezbramkowy remis i kolejny zawód. Real znów nie miał pomysłu na stworzenie sobie naprawdę groźnych okazji, choć w pierwszej połowie świetną szansę po podaniu Isco miał Benzema, ale posłał piłkę nad bramką. Sędzia liniowa dopatrzyła się tam spalonego, jednak był on bardzo wątpliwy. Prawdopodobnie gdyby Karim strzelił gola, zostałby uznany. Tak czy inaczej po przerwie bywały lepsze momenty ale to Guido Rodríguez i Borja Iglesias mieli najlepsze okazje.

Nieco ożywienia mogły wprowadzić zmiany, ale trudno traktować poważnie takie strzały, jakimi dziś popisywali się Marcelo i Vinícius. O ile u pierwszego z nich to mogło być wypadkiem przy pracy, o tyle u drugiego w takich spotkaniach to zwyczajnie frustruje. Mecze z Liverpoolem w trymiga odchodzą w niepamięć i mogą być traktowane jako całkowity wyjątek. 20-latek może i jest niezwykle mocny psychicznie (bez sarkazmu), ale strzelać musi się w końcu nauczyć (bez ironii). 

Królewscy stracili punkty, ponieważ dziś nie byli lepszą drużyną. Futbol był dziś sprawiedliwy.

Real Madryt – Real Betis 0:0

Real Madryt: Courtois; Carvajal (68' Odriozola), Militão, Varane, Nacho; Casemiro, Modrić (77' Blanco), Isco (68' Marcelo); Rodrygo (59' Vinícius), Benzema, Asensio (77' Hazard).
Real Betis: Bravo; Emerson, Mandi, Víctor Ruiz, Miranda; Guido, Guardado (88' Paul Akouokou), Canales; Lainez (80' Juanmi), Joaquín (59' Aitor Ruibal); Borja Iglesias (80' Loren).