Pepe: Do 17. roku życia spałem z matką
Były stoper Realu Madryt, Pepe, udzielił wywiadu portugalskiemu dziennikowi Tribuna Expresso. Poniżej prezentujemy zapis tej ciekawej rozmowy z już 38-letnim graczem FC Porto.
Fot. Getty Images
Wciąż zdarza ci się robić magiczne sztuczki?
Tylko dla moich córek. Kilka wciąż pamiętam, z monetami i kartami.
W szatni ich nie pokazujesz?
Nie, wstydzę się.
A jaka jest sztuczka, która pozwoliła ci trzymać taki poziom piłkarski w wieku 38 lat?
To pasja do piłki. Każdego dnia budzę się z chęcią udania się na trening i jak najlepszego wywiązywania się z moich obowiązków. Intensywnie trenuję, to moja witamina. Oczywiście mieć 25 lat to nie to samo co mieć ich 35 czy, jak w moim przypadku 38. Kiedy jesteś młodszy, masz tyle energii, że tak naprawdę nie umiesz jej całej wykorzystać. Robię z niej jednak użytek dziś.
Geny pomagają?
Tak, ale za tym stoi też dużo pracy i konkretny rygor dotyczący żywienia czy odpoczynku. Nie zawsze jednak byłem taki szczupły. Kiedy miałem trzy czy cztery lata, byłem okrąglutki, wręcz trochę gruby. W wieku siedmiu lat zacząłem jednak chudnąć. Jestem jedynym dzieckiem płci męskiej w rodzinie. Mam trzy siostry, dwie starsze i jedną młodszą. Dlatego byłem bardzo mocno rozpieszczany.
W jaki sposób?
Wyobraź sobie, że zanim trafiłem do Portugalii, to do 17. roku życia spałem z mamą.
Co na to twój ojciec?
Byłem już duży, a spałem z rodzicami. Wyobrażam sobie, że ojciec nie był zadowolony, że leżę w łóżku między nimi.
Dlaczego i od kiedy golisz się na łyso?
Pierwszy raz ogoliłem się na zero w wieku ośmiu lat. Poszedłem do fryzjera i poprosiłem, by obciął mnie na wojskowo. Kiedy wróciłem do domu, mama stwierdziła, że ojciec mnie zabije, jak to zobaczy. On jednak przyszedł do domu i powiedział, że mam fryzurę mężczyzny. Pozwalałem włosom rosnąć tylko wtedy, kiedy rodziły się moje córki.
Twoi rodzice chcieli, byś został piłkarzem?
Ojciec nie miał dla mnie w tygodniu zbyt wiele czasu, jedynie w weekendy. Grałem w dzielnicowym klubie, potem w jednym z największych w mieście, Maceió, które występowało na drugim poziomie rozgrywkowym w stanie. Sprawa stawała się coraz bardziej poważna. Musiałem zmienić szkolną rutynę, uczyłem się w nocy, by rano móc trenować. W wieku 14 czy 15 lat doszedłem do wniosku, że łączenie nauki ze sportem nie było dłużej możliwe. Chciałem rzucić szkołę, ale mama powiedziała mi, że nie ma takiej możliwości, że muszę iść już do końca. Wytłumaczyła mi, że będę piłkarzem, ale takie już jest życie i muszę dalej być silny.
Jak wyglądała piłka z czasów twojego dorastania w Brazylii?
Często bywało tak, że niektórzy grali, a inni nie w zależności od interesów klubu. Niektórzy rodzice wspierali finansowo, więc ich dzieci miały łatwiej. Nie rozumiałem tego. Dla mnie grać powinni ci, którzy są najlepsi. Mama tłumaczyła jednak, że takie jest życie.
Byłeś środkowym obrońcą od samego początku?
Grałem na stoperze i prawej obronie. Wolałem jednak środek. Mój punkt widzenia jest taki, że kiedy stoper musi grać brzydko, gra brzydko. W Porto trener dzieli boisko na strefę czerwoną, żółtą i zieloną. W czerwonej gra się brzydko.
Jak trafiłeś do Portugalii?
Nelo Vingada, który był wówczas trenerem Maritimo, oraz Carlos Perreira, prezes klubu, przylecieli do Brazylii, by obejrzeć w akcji napastnika Corinthians Alagoano, gdzie grałem. Nasz prezes podszedł do mnie i powiedział, że mecz obejrzą Portugalczycy i chcemy im sprzedać napastnika. Wszystko tłumaczył interesem klubu. Chciał, bym odpuszczał mu przy bezpośrednich starciach. Powiedziałem, że w porządku. Potem zaś za każdym razem zabierałem mu futbolówkę. Po treningu Nelo zaczął rozmawiać z naszym prezesem. Myślałem, że będę miał kłopoty, ponieważ nie zastosowałem się do poleceń. Nelo jednak podszedł do mnie i zapytał się, czy nie chcę się udać do Portugalii. Odpowiedziałem mu, że nawet teraz. Spytał jeszcze, czy chcę zabrać rodziców. Nigdy nie sądziłem, ze do czegoś takiego dojdzie. Nasz prezes uścisnął mnie i powiedział, że jadę do Europy. Zastanawiałem się, jak to możliwe po 20 minutach treningu. Faktycznie trafiłem jednak do Maritimo, gdzie na początku miałem grać z juniorami, ale trenować z drugim zespołem. Pojawiły się jednak pewne komplikacje. W ostatnim meczu dla Corinthians złamałem kość w stopie. Nelo był jednak dla mnie niczym ojciec. Zadzwonił do mnie i uspokajał. Nie widział problemu w tym, bym dochodził do zdrowia już w Portugalii. Udało się uniknąć operacji, ale i tak miałem nogę w gipsie przez trzy czy cztery miesiące. Grałem z juniorami, rezerwami, a potem także dostałem szansę w czterech ostatnich spotkaniach pierwszej drużyny. W 2002 roku zaproponowano mi testy w Sportingu, gdzie był już Cristiano.
To prawda, że szybciej niż Cristiano poznałeś jego rodziców?
Tak. Znałem jego ojca, ponieważ pracował blisko stadionu Maritimo. Potem poznałem też jego siostry i matkę. Cris był ostatni, spotkałem się z nim dopiero w Lizbonie. Dzieliliśmy pokój. Byłem od niego starszy, ale widziałem, jak poważnie podchodzi do treningów. Jako pierwszy pojawiał się na siłowni.
Dlaczego koniec końców nie zostałeś w Sportingu?
Kluby nie doszły do porozumienia. Spędziłem w Maritimo jeszcze dwa lata, potem zaś odszedłem do Porto. Kiedy wróciłem z Lizbony, na stole było już parę ofert. Jedna z nich przyszła z Lyonu. Były też jednak propozycje z Ukrainy czy Holandii. Jorge Mendes odbył ze mną rozmowę, w której stwierdził, że nawet nie musimy podpisywać umowy, ponieważ we mnie wierzy. Jorge przedstawił mi propozycję z Porto, zgadzałem się z nim, że to dobry kierunek. W międzyczasie jeden z działaczy Lyonu zapukał jednak do drzwi mojego domu w Brazylii. Zadzwoniłem do Mendesa i powiedziałem mu, że z miejsca chcą mi dać porządną sumę w gotówce.
Dosłownie kładli pieniądze na stół?
Tak, na stół. Milion dolarów. Byli już dogadani z Maritimo. Ja jednak dałem słowo Mendesowi. Jorge mnie uspokajał. Doradzał mi, bym najpierw spróbował się w jednym z największych klubów w kraju, a potem drzwi do najlepszych klubów świata będą stały otworem. Moi rodzice nie za bardzo mu wierzyli. Pytali, czy naprawdę mam zamiar odrzucić propozycję Lyonu. Widzieli w tym naszą przyszłość. Pożegnałem jednak ich przedstawiciela i dotrzymałem danego Jorge słowa. Poszedłem do Porto. Uważam, że to była najlepsza decyzja w mojej karierze.
Potem zaś przyszedł czas na Real Madryt.
Uffff. Wszystko działo się bardzo szybko. Tak naprawdę mogłem odejść do Hiszpanii wcześniej, do Deportivo, po pierwszym roku w Porto. Prezes Pinto de Costa powiedział mi jednak, że nie ma opcji, by mnie puścił. W trzecim roku przedłużyłem kontrakt o kolejne pięć lat, ale już po roku przyszła oferta z Realu. Wielu ludzi mówiło mi, że pójście tam to szaleństwo, że były lepsze opcje. Ja jednak chciałem odejść do Madrytu, choć wiedziałem, że ten klub uchodzi za cmentarzysko stoperów. Chciałem mimo to podjąć się tego wyzwania.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze