Advertisement
Menu
/ as.com/własne

Bilans Pereza

Próba podsumowania działalności byłego już prezydenta „Królewskich”

W ciągu niespełna sześciu lat swojej prezydentury, Florentino Pérez zatrudnił pięciu szkoleniowców i wydał ponad 400 milionów euro na transfery nowych piłkarzy. Pomijając już aspekty czysto sportowe, wyciągnął klub z kryzysu finansowego i uczynił go najbogatszym i najbardziej rozpoznawalnym zespołem na świecie! Nie mnie oceniać, czy Florentino był dobrym sternikiem Realu Madryt. Jego początek był imponujący, miał pomysł na drużynę, który przyniósł natychmiastowe sukcesy. Niestety, wraz z upływem czasu stawał on się niewolnikiem swojej koncepcji i rokroczne sprowadzenie „galacticos” na Bernabéu nie przynosiło oczekiwanych skutków i Real pogrążał się w coraz głębszym kryzysie. Piłkarskim oczywiście, bo finansowo wciąż jesteśmy najlepsi. Ale chyba nie o to chodzi w futbolu... Poniżej, krótka kronika dokonań El Presidente na przestrzeni ostatnich sześciu lat:

2000-2001 - Florentino Pérez zostaje wybrany na nowego prezydenta Realu Madryt i natychmiast sprowadza do klubu Luisa Figo, realizując tym samym swoją przedwyborczą obietnicę. Pozyskanie portugalskiej gwiazdy z szeregów największego wroga przysporzyło mu wiele splendoru, jak i nienawiści ze strony cules. Pierwszy „galaktyczny” za ery Pereza walnie przyczynił się do zdobycia tytułu Mistrza Hiszpanii w 2001 roku i nowy prezydent mógł cieszyć się z pierwszego zdobytego trofeum. Mniej szczęścia „Królewscy” mieli w Champions League, gdzie odpadli w półfinale po dwumeczu z Bayernem Monachium. Ale pierwszy sezon kadencji Floro dawał nadzieję na jeszcze większe sukcesy drużyny.

2001-2002 - chyba najlepszy sezon za panowania Pereza. Hiszpan sprowadził za niebotyczną kwotę 70 milionów dolarów Zinedine’a Zidane’a z Juventustu. Francuski gwiazdor miał wtedy 29 lat, ale znajdował się w życiowej formie i spełniał wszystkie wymogi bycia „galaktycznym” – znakomita technika, umiejętności i światowa sława. Wielu krytykowało przybycie Francuza na Santiago Bernabéu, ale aktualny wówczas Mistrz Świata i Europy poprowadził drużynę w wielkim stylu do sięgnięcia po 9. Puchar Europy. W finale z Bayerem Leverkusen „Królewscy” zwyciężyli 2:1, a zwycięską bramkę zdobył właśnie Zizou. Przykrym momentem było porażka z Deportivo w finale Copa del Rey i to dokładnie w stuletnią rocznicę założenia klubu, ale i tak wszyscy byli zadowoleni, łącznie z Perezem, którego polityka wciąż zbierała żniwa w postaci trofeów – oprócz wspomnianego Pucharu Europy „Blancos” wygrali także Superpuchar Hiszpanii po dwumeczu z Saragossą. Warto wspomnieć, że w pierwszym meczu było 0:0, natomiast w rewanżu hat-trickiem popisał się Raúl.

2002-2003 - bardzo dziwne dwanaście miesięcy. Zaczęło się od wygrania Superpucharu Europy (wygrana z Feyonoordem 3:1) i hitu transferowego – Pérez widząc wspaniale grającego na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii Ronaldo, zapragnął mieć Brazylijczyka w Realu i uczynienia go kolejnym „galaktycznym”. Negocjacje z Interem nie miały końca, ale w końcu prezydent „Los Merengues” dopiął swego. Transfer został sfinalizowany dosłownie na kilka minut przed zamknięciem letniego okna transferowego i Ronaldo, w glorii króla strzelców azjatyckiego turnieju, przybył do Madrytu, aby prowadzić zespół do kolejnych zwycięstw. I tak się stało – w grudniu Real Madryt zdobył Puchar Interkontynentalny, a kilka miesięcy później, po pasjonującym finiszu, zajął 1. miejsce w Primera División. Nieco wcześniej podopieczni Vicente del Bosque odpadli w Lidze Mistrzów z Juventusem (2:1, 1:3), co tak zirytowało Pereza, że postanowił zwolnić hiszpańskiego szkoleniowca.

2003-2004 - miejsce Del Bosque zajął Carlos Queiroz, który wcześniej był asystentem sir Alexa Fergusona w Manchesterze United i pełnił m.in. funkcję selekcjonera reprezentacji RPA. Nie był to jedyny „transfer” na linii ManU i Real Madryt. Z angielskiego klubu przyszedł bowiem także David Beckham – czwarty „galaktyczny”. Kosztował zaledwie 25 milionów euro, ale jak od początku zapewniał Pérez, kwota ta zwróci się kilkakrotnie, gdyż Anglik jest nie tylko wspaniałym piłkarzem (w jego mniemaniu), ale i ikoną pop kultury, która pozwoli rozsławić klub na całym świecie. Niestety, temu transferowi towarzyszyło także odejście Claude’a Makelele, co, jak pokazał czas, miało brzemienne skutki. Zaczęło się całkiem nieźle – od zdobycia Superpucharu Hiszpanii. Pod wodzą Carlosa Queiroza zespół grał ładnie, ofensywnie i jeszcze w marcu 2004 roku wydawało się, że zespół dokona rzeczy niebywałej, mianowicie zdobędzie potrójną koronę, która tak marzyła się Perezowi. Niestety, wąska kadra i walka na trzech frontach skończyła się fatalnie – Real przegrał w finale Copa del Rey, na mecie sezonu w tabeli Primera División wyprzedziła nas Valencia, Deportivo i Barcelona, a w Lidze Mistrzów odpaliśmy po kompromitującej porażce z Monaco. Czar prysł.

2004-2005 - okres chaosu w klubie, który trwa do dziś. Pérez zwolnił Queiroza, a na jego miejsce zatrudnił Jose Antonio Camacho. Wielu widziało w nim wybawcę, który po sezonie posuchy, poprowadzi Real do wielkich zwycięstw. Do stolicy Hiszpanii sprowadzono też trójkę nowych piłkarzy – Waltera Samuela, Jonathana Woodgate i Michaela Owena. Z wypożyczenia powrócił także Fernando Morientes, więc o krótkiej ławce rezerwowych nie mogło być mowy. Niestety, ostry rygor wprowadzony przez Camacho nie spodobał się największym gwiazdom zespołu, które ostro protestowały, co skończyło się...zwolnieniem Camacho. Przepraszam, nie zwolnieniem, a rezygnacją Hiszpana, który nie widział dalszych perspektyw w pracy z tym zespołem. Jego miejsce zajął Garcia Remón, który także nie popracował zbyt długo, bo jeszcze w grudniu zastąpił go Vanderlei Luxemburgo. Były trener Santosu miał podnieść zespół z dołka i na początku wyglądało to wspaniale – siedem kolejnych zwycięstw i zniwelowanie straty punktowej do Barcelony dawało jeszcze jakieś nadzieje. Niestety, porażka w 1/8 finału LM z Juventusem miala fatalne skutki i Real znów nic nie wygrał. Pérez zapowiadał wielką rewolucję kadrową...

2005-2006 - do owej rewolucji nie doszło. Ale zmieniła się nieco polityka prezydenta „Blancos” – sprowadził on kilku młodych, perspektywicznych, ale już grających na wysokim poziomie piłkarzy – Robinho, Sergio Ramosa, Carlosa Diogo i Júlio Baptistę. Do tego jeszcze doszło sprowadzenie Pablo Garcię z Osasuny, którego namaszczano na następcę Claude’a Makelele. Niestety, nowe zakupy sprawdziły się połowicznie, a niedługo potem Luxemburgo już musiał żegnać się z posadą. Szalę goryczy przelała porażka z Barceloną na Bernabéu 0:3 i słaba postawa w kolejnych meczach. Jego miejsce zajął López Caro, który początek miał słaby, ale po nowym roku drużyna zaczęła grac inaczej, jakby lepiej. Jednak Real Madryt był za silny na ligowych średniaków, a za słaby na drużyny z czołówki. Porażki z Arsenalem i Mallorcą sprawiły, że Florentino Pérez podał się do dymisji. Tego nikt się nie spodziewał, a jednak...

Co będzie dalej? Miejmy nadzieję, że kolejny prezydent Realu zapisze się na kartach historii nie mniej udanie od Floro, bo co by nie mówić o jego polityce, przyniosła ona klubowi wielkie sukcesy. Okazało się, że jest ona dobra, ale tylko na krótką metę i w ostatnich kilkunastu miesiącach nie dawała już pożądanych efektów i klub potrzebował impulsu. Tym impulsem zostało odejście Pereza. Oby impulsem pozytywnym.

ĄGracias Florentino!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!