Strateg Carletto
Włoch perfekcyjnie przygotował zespół na mecz z <i>Bayernem</i>
Carlo przeżywa obecnie chwile chwały. Jego klasyczna szkoła gry w piłkę okazała się idealną receptą na doprowadzenie Realu Madryt do finału Champions League po dwunastu latach przerwy. Włoch trzyma już w ręku oba ucha pucharu. Do Lizbony pojedzie po brakujący kielich.
Pacyfista
Ancelotti ani na chwilę nie dał się wyprowadzić z równowagi. Gdy podczas losowania okazało się, że Królewscy zmierzą się w półfinale z Bayernem, Carletto zażegnał panikę i dodał szatni pewności siebie. Szkoleniowiec Blancos nie przestraszył się i od razu wziął się za przygotowywanie najlepszej strategii na mistrza Niemiec, nie dając się sprowokować Pepowi Guardioli w żadnym momencie. Były trener PSG miał plan i wszelkie środki, by doprowadzić go do skutku, choć awans w tak przekonującym stylu zadziwił nawet jego.
Odwaga
Jeśli coś zarzucano Ancelottiemu, to było to granie typowo włoskiej piłki w negatywnym tego słowa znaczeniu. Carletto wytykano, że jego futbol jest zbyt tchórzliwy. Kiedy jednak przyszedł mecz o być albo nie być, gdy Carlo miał wszelkie powody, by zasłonić się za podwójną gardą i zastosować catenaccio, Włoch wystawił w pierwszym składzie Xabiego, Modricia, Di Maríę, Bale'a, Cristiano i Benzemę. Bez kompleksów, bez strachu. Pierwszego gola strzelił swoją odwagą właśnie trener Blancos.
Geniusz taktyczny
Pepa Guardiolę zna cały świat, jednak do wtorku nikt nie potrafił go pokonać w sposób, w jaki dokonał tego Ancelotti. Carlo starał się, by jego gracze przewyższali rywali na każdej pozycji i udało mu się to osiągnąć. Xabi i Modrić znakomicie się uzupełniali, natomiast Di María i Bale raz pojawiali się na jednym skrzydle, by za chwilę biec po przeciwnej stronie boiska. Bayern nie potrafił znaleźć w obronie Królewskich żadnej luki. Real Madryt stworzył Bawarczykom sztuczne środowisko i sprawił, że za każdym razem, gdy piłkarze mistrza Niemiec z niego wychodzili, padali martwi.
Wyćwiczona taktyka, zero przypadku
Gole po stałych fragmentach gry to te z rodzaju, gdy winą trenera jest, jeśli się je traci, natomiast gdy strzela je się w ten sam sposób, szkoleniowcowi nie przypisuje się żadnej zasługi. Real Madryt rozstrzygnął kwestię awansu po dwóch bramkach, które były efektem ćwiczonych do znudzenia wariantów defensywnych i wznawiania gry ze stojącej piłki. Bayern kompletnie nie radził sobie z obroną w tym aspekcie, lecz również nie był w stanie wykorzystać żadnego z mnóstwa rzutów rożnych, które miał na przestrzeni całego dwumeczu.
Zaskakujące rozwiązanie
Carlo Acelotti dał Guardioli lekcję, przygotowując perfekcyjny plan B. „Galaktyczny Carletto” – jak określiła wczoraj Włocha La Gazzetta – przyjechał na Allianz, by triumfować. Ugodził Bayern w czuły punkt, nie kalkulował i nie pozwolił się zepchnąć do obrony. Nie czekał na szaleńcze ataki Bawarczyków. Był odważny i powiedział Guardoli „szach-mat” na stadionie jego własnego zespołu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze