Historyczne Klasyki w finałach Pucharu Króla (1)
Jak Zamora zatrzymał Escolę
Już w środę Real Madryt zmierzy się z Barceloną w kolejnym finale Pucharu Króla. Będzie to siódmy Klasyk w decydującym meczu Copa del Rey. Marca od kilku dni prowadzi cykl, w którym opisuje wszystkie poprzednie starcia między Blancos a Blaugraną, które decydowały o tym, która z tych drużyn sięgnie po trofeum. Od Mestalli w roku 1936 roku do Mestalli sprzed trzech lat. Prezentujemy pierwszą część cyklu.
21 czerwca 1936 roku, Mestalla (Walencja)
Real Madryt – Barcelona 2:1
Eugenio 6', Lecue 12' – Escolá 29'
„Ostatnia interwencja Ricardo Zamory”, śmiało pisze Marca. Hiszpańscy dziennikarze przypominają, że golkiper Realu Madryt jedną interwencją napisał historię. Warto też zaznaczyć, że miesiąc po finale w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Później, w latach 1937 i 1948, rozgrywki wstrzymano.
W 1936 roku Puchar Króla wyglądał znacznie inaczej niż obecnie. W pierwszej rundzie drużyny mierzyły się w siedmiu grupach, ale Madrid FC, jak brzmiała wówczas oficjalna nazwa klubu ze stolicy, pierwszy mecz rozegrał dopiero w 1/8 finału. Ostatnie starcie tych rozgrywek, którego absolutnym bohaterem został nie strzelec jednej z dwóch bramek, a bramkarz, Ricardo Zamora, nazywany też El Divino (z hiszp. cudowny – dop. red.). Dla urodzonego w Barcelonie piłkarza był to ostatni oficjalny mecz w barwach Blancos przed transferem do Francji.
Historia Zamory nie jest jednak tak prosta – w prasie pojawiła się informacja, że został zamordowany podczas wojny. Te plotki na szczęście skończyły się na strachu – Mundo Deportivo (!) poinformowało, że był przetrzymywany w więzieniu, z którego później wyszedł dzięki interwencji naczelnika placówki. Na Półwyspie Iberyjskim nie widział jednak dla siebie miejsca, ukrył się w argentyńskiej ambasadzie, a wkrótce wyprowadził się do Nicei. W ojczyźnie pojawił się dopiero dwa lata później, gdy reprezentacja Hiszpanii grała z Realem Sociedad w meczu poświęconemu żołnierzom nacjonalistycznym.
Trudno opisywać przebieg spotkania niemal osiemdziesiąt lat po boiskowych wydarzeniach. Wiemy, że spotkanie rozpoczęło się znakomicie dla madrytczyków – bramki strzelili Eugenio i Lecue, ale nadzieję Katalończykom przywrócił Escolá. Blancos niemal całą drugą połowę grali w dziesięciu, kontuzji bowiem nabawił się Sauto. Z pomocą przychodzą nam zapiski Zamory, bohatera spotkania, który tak zapamiętał końcówkę meczu: „Jeden gol różnicy! Jedno poślizgnięcie, jedno zawahanie i spada na mnie wielki wstyd! Barcelona wciąż szuka remisu. Czas płynie dramatycznie wolno. My się bronimy wszystkimi siłami. Minuty, sekundy zostają do końca. Publiczność wstaje w oczekiwaniu na ostatni gwizdek sędziego, kiedy Escolá ucieka, zostaje sam przeciwko mnie. Taki moment jego kariery, minimalny dystans, patrzy jak się ustawiłem i zaczyna strzał… Nie widziałem nic poza Escolą. Zobaczyłem go w powiększeniu, tylko on i piłka byli na pierwszym planie. Poczułem nagły krzyk w swoim ciele: «Tutaj!» Przesunąłem się w lewo, przybrałem odpowiednią pozycję i nagle piłka znalazła się w moich rękach. Zacisnąłem na niej ręce. «Moja? Moja! Moja! Nie może być bardziej moja!», krzyczałem. «Nie ma gola! Nie ma gola!», słyszałem wokół mnie. Mamy tytuł”.
Nie ma lepszego podsumowania tamtego finału niż opowiedzenie jej ustami absolutnego bohatera.
Następna część: 11 lipca 1968 roku, Real Madryt – FC Barcelona 0:1.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze