Jak grać z Realem Madryt Mourinho?
O sytuacji po sobotnim meczu pisze Sid Lowe z <i>Guardiana</i>
Sid Lowe jest felietonistą brytjskiego Guardiana mieszkającym w Madrycie, pracował także jako tłumacz Dawida Beckhama i Thomasa Gravesena.
---------------------------------------
W sobotę Real Madryt przegrał 0:1 z Betisem. Po meczu Mourinho narzekał na niepodyktowany rzut karny i nieuznanie gola Benzemy. Uczynił przytyk w stronę madryckich kibiców, wypominając im oziębłość, w jaskrawym kontraście do fanów Betisu. "Inne zespoły kontrolują kalendarz" - sugerował także Portugalczyk. "Inne zespoły"czyli FC Barcelona, jak zwykle w jego przypadku.
W przypadku rzutu karnego i gola francuskiego napastnika prawdopodobnie miał rację. W przypadku kalendarza rozgrywek już nie. Nie tylko dlatego, że dość śmiesznym jest narzekanie trenera na daty meczów przy takim potencjale kadrowym i ławce rezerwowych. Ten sam kalendarz, w porównaniu z Barceloną, we wrześniu sprzyjał Realowi. Ten sam kalendarz kazał pewnemu zespołowi pewnego Chilijczyka lecieć znacznie dalej niż do Manchesteru tego samego dnia, a następnie w ten sam sobotni wieczór rozbić zespół, z którym Real Mourinho nie tak dawno zremisował.
Zapomnijmy o sędziach i datach rozgrywek - gdy się sprawdzają, mało kto o nich mówi - przeciwko Betisowi problem Realu Madryt polegał na tym samym, co w niejednym już meczu tego sezonu. I tak naprawdę w niejednym meczu sezonu poprzedniego, chociaż osiągane wtedy rezultaty tego nie pokazywały. Zadziwia jedynie czas jaki rywale potrzebowali, aby zdać sobie sprawę z prostego faktu: co działa przeciwko Barcelonie, działa również przeciwko Madrytowi. Ba, działa nawet skuteczniej. Formuła jest prosta - oddać im piłkę, oddać im jej posiadanie. Niech sobie nią grają, niech nie dostają szans na kontratak. Wprawdzie z reguły i tak znajdą drogę do bramki, ale przy okazji nieźle się sfrustrują, co bywa bezcenne.
Weźmy to pod uwagę, dodajmy nie do końca zawoalowane uwagi Mourinho skierowane do piłkarzy, którzy nie są wystarczająco skoncentrowani, napięcie w szatni, domniemane konflikty wewnątrz organizacji, odbierającą tlen nagonkę prasową, obsesję dziesiątego Pucharu Europy, pewną rezerwę części kibiców do trenera i dostaniemy obraz dość niemrawego startu w sezon. A w tej lidze słowo "dość" jest już ekwiwalentem słowa "wystarczy". Tym bardziej, że w Lidze Mistrzów Real również nie zagrał jeszcze na miarę swojego poziomu pełnego gazu.
- Gdy przeciwko Realowi posiadasz piłkę, wydaje ci się, że narzucasz warunki gry. I nagle bum. Dostajesz po głowie trzema akcjami i sześcioma sytuacjami na gola. Grają do przodu i szeroko tuż po przejęciu piłki. Nie mają z tym problemu, wiecie dlaczego? Bo wiedzą, że są w tym najlepsi na świecie - mówił trener drużyny z Andaluzji Pepe Mel przed sobotnim wieczorem. - Próbowaliśmy oddawać im piłkę - przyznał już po zwycięskiej potyczce.
Real posiadał futbolówkę przez 66% czasu gry, a gdy już stwarzał sobie okazję, drogi do bramki nie mógł znaleźć. Ostatnie dziesięć minut na pozycji wchodzącego środkowego napastnika grał Sergio Ramos.
Ostre noże w kierunku Mourinho skierowane są już od jakiegoś czasu. Część z nich słusznie, część nie. Po obu stronach granicy podziału Portugalczyk stał się obsesją. Atakowany jest zawsze, bez względu na to, co zrobi. Broniony jest zawsze, bez względu na to, co zrobi. - Zawsze jestem czarną owcą - mówił po meczu trener Realu Madryt. Oj tak, teraz jest z pewnością. W niedzielę był pod ostrzałem. Marca przeznaczyła trzy strony na wyliczenie jego wojenek i wymówek. Jak napisał jeden z bardziej zagorzałych krytyków Portugalczyka, Roberto Palomar, "brakuje jedynie, aby Mourinho opowiedział jakiś sprośny kawał psu o imieniu "moje sutki", by wyglądać naprawdę śmiesznie. Jemu wystarczy mucha brzęcząca w sali konferencyjnej do wysnucia teorii spiskowej i uniknięcia tym samym rozmowy o futbolu".
Arbeloa podjął się zadania zwalczania krytyków. Z pomocą panteonu postaci od Malcolma X po Walta Disneya. Niedawno zacytował, co następuje: "Jeżeli nie będziesz uważny, prasa sprawi, że pokochasz oprawcę, a znienawidzisz ofiarę." Tym razem przyszła kolej na Pana Ego z filmu "Ratatouille": "Znamy się na wszystkim, co w praktyce oznacza, że nikt z nas nie zna się na czymkolwiek, lecz i tak będziemy krytykować innych. Praca krytyka jest z wielu powodów prosta. Ryzykujemy bardzo niewiele i dobrze się bawimy kosztem tych, którzy pracują i wystawiają się na nasz osąd. Prosperujemy dzięki negatywnej krytyce, która jest zabawna i podczas pisania, i podczas czytania. Lecz gorzka prawda, jaką musimy uznać, jest następująca: w ujęciu globalnym porządku wszechrzeczy przeciętny gniot znaczy więcej niż nasza krytyka mogłaby go takim uczynić".
Prawy obrońca Królewskich mógłby dorzucić do "twitterowego" wpisu także ten obrazek (przyp. red.).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze