Czy Ronaldo i Rooney to nowi Di Stéfano i Puskás?
Nowy felieton na RealMadrid.pl
Transfery i nowi zawodnicy, wielkie gwiazdy i crack za crackiem udający się, podobno, na Bernabéu. Te właśnie tematy panują teraz w środowisku madridismo bezsprzecznie i ze stuprocentową pewnością można stwierdzić, że tak będzie do ostatniego dnia sierpnia tego roku i godziny 23:59, sekund również 59.
Jakimi piłkarzami są te największe gwiazdy, które być może trafią do Madrytu? Co je wyróżnia? Jakimi piłkarzami byli najwięksi gwiazdorzy przeszłości, czy rzeczywiście istnieją różnice nie do zlikwidowania pomiędzy bohaterami czasów byłych i obecnych?
Odpowiedzi udziela felieton Paula Simpsona, redaktora naczelnego oficjalnego magazynu Ligi Mistrzów UEFA, zatytułowanego Champions.
---------------------------------
Czy Ronaldo i Rooney to nowi Di Stéfano i Puskás?
Odpowiedź krótka: cóż, nie.
Odpowiedź dłuższa: chociaż nie dysponują tak ogromnym talentem, jak największe gwiazdy, jakie kiedykolwiek lśniły na firmamencie Realu Madryt, to w rewanżowym spotkaniu Ligi Mistrzów z Arsenalem pokazali taką radość gry, werwę i umiejętności, że można było to uznać za kwintesencję wszystkiego, co najlepsze, w najznamienitszym z europejskich Pucharów.
Ronaldo i Rooney teraz
Ferenc Puskás i George Best pochwaliliby występ Ronaldo na The Emirates Stadium, a tak niewzruszone, wielkie legendy jak Di Stéfano i Cruyff mogłyby w duchu przyznać, że zagrał niezgorzej.
Taktyka, szczęście i talent zwyciężyły w tym wewnątrz angielskim półfinale.
Największą przewagą było to, że Manchester dysponował czterema zawodnikami, którzy potrafili sytuacje i stwarzać i je wykorzystywać. Arsenal miał takich dwóch - to Van Persie i Arszawin. Pierwszy nie w pełni zdrowy, drugi grać nie mógł w ogóle.
Włosi, których futbolowe analizy są godne najdokładniejszych prac Galileusza, dzielą ofensywnych pomocników i strzelców na trzy kategorie:
- regista - jak kiedyś Gianni Rivera, to swoisty dyrektor na boisku.
- fantasista - to reżyser gry obdarzony wizją i kreatywnością.
- goleador - to oczywiście rasowy strzelec.
W Pucharze Europy grali zawodnicy, którzy łączyli w sobie cechy i registy, i fantasisty, i goleadora. To na przykład Puskás, Rivera, Cruyff, Platini, Stoiczkow, Zidane. Każdy z nich był z reguły lepszy w dwóch z tych ról na trzy, lecz, gdy było trzeba, potrafił się wcielić i w tę trzecią.
W ostatnich pięciu latach, gdy coraz mniej zespołów hołduje zasadzie, że nudna taktyka obronna zasypie różnice w umiejętnościach, a trenerzy wiedzą o rywalach prawie tyle samo, co o swoich drużynach, piłkarz łączący w sobie cechy wyróżnione we włoskich analizach, stanowi różnicę pomiędzy zwycięstwem i porażką. Piłkarz "trzech w jednym".
Cristiano Ronaldo (2008), Kaká (2007), Ronaldinho (2006) i Steven Gerrard (2005) - czterech ostatnich zwycięzców Ligi Mistrzów łączy kreatywność (fantasisty) i zdobywanie dużej ilości bramek (goleador).
Di Stéfano i Puskás kiedyś
Cristiano Ronaldo (2008), Francesco Totti (2007) i Thierry Henry (2004, 2005) - czterech z pięciu ostatnich zdobywców nagrody Złotego Buta dla najlepszego europejskiego strzelca również łączy w sobie kreatywność i umiejętność strzelania bramek.
A piłkarzem, który prawdopodobnie zastąpi Cristiano Ronaldo w plebiscycie na Piłkarza Roku będziefantasista/goleador Lionel Messi.
Skąd tyle talentów? To w dużej mierze wynik lukratywnego paktu futbolu z telewizją.
Skoro otrzymało się miliardy dolarów od stacji telewizyjnych, to nie sposób udawać, że futbol to tylko sport, a nie również i rozrywka.
Nawet José Mourinho, czyli Helenio Herrera (legendarny trener - przyp. red.) naszych czasów musi to zaakceptować. Dlatego horrendalna oferta Manchesteru City za Kakę może i była wyśmiewana, ale z pewnością nie była głupia.
Gdy Ci artyści są w topowej formie, przewidują, jak znaleźć wolną przestrzeń, mają markowe zagranie (zwód Cruyffa, przekładaniec Cristiano, a teraz doszło uderzenie z dystansu o sile wystrzału z armaty, którego nie powstydziłby się sam Puskás) i są w stanie zmieniać tempo gry w sposób dla przeciwnika zabójczy. Tak, jakby potrafili przyspieszać i spowalniać czas.
To właśnie zrobił Di Stéfano w finale Pucharu Europy w 1960 roku, w którym Real Madryt wygrał z Eintrachtem Frankfurt 7:3. Przy stanie 6:2, lider Realu przejął piłkę na swojej połowie boiska, ruszył w oszałamiający bieg, podczas którego wymienił szybkie i gwałtowne podania, a wszystko zakończył potężnym, celnym uderzeniem w lewy, dolny róg bramki rywala.
A przede wszystkim, Ci wielcy piłkarze to wspaniali improwizatorzy.
Pamiętacie bramkę Ronaldinho w meczu z Werderem w 2006 roku? Albo ten gol w meczu z Chelsea podczas pierwszej bitwy o Stamford Bridge w 2005 roku?
Tak się wprowadza the Blues w stan bezradności
Petr Cech, podobnie jak biedny bramkarz Eintrachtu z 1960 roku Egon Loy, został przeniesiony w stan szoku, pytając - "what the f***?"
Co więcej, Ci wielcy, mają cojones. A tę cechę zauważa się zbyt rzadko.
Trzeba mieć cojones, aby próbować tricków i pięknych zagrań przed dziewięćdziesięcioma tysiącami ludzi na stadionie i milionami na świecie. A gdy się nie uda, spróbować raz jeszcze.
I cierpieć kopniaki i brutalne wejścia obrońców, lub niezasłużoną krytykę, jak na przykład włoskiego dziennikarza Gianniego Brery, który artystów futbolu nazywał abbatino. To po włosku "młody ksiądz", czyli taki, który zawsze wykręci się od brudnej roboty.
Brera uważał, że tacy piłkarze "trzech w jednym", to luksus i każdy zespół stać tylko na jednego, nie więcej. Nie miał na myśli pieniędzy, a wysiłek pozostałych zawodników na boisku.
39 lat później Ferguson ma czterech takich piłkarzy na boisku i jeśli zachodzi taka potrzeba, korzysta z nich wszystkich naraz.
Pierwsza angielska dominacja w Pucharze Europy przypadła na lata 1977-82. Pięć finałów z sześciu kończyło się wynikiem 1:0. Nie jest to okres zbyt dobrze pamiętany w Europie kontynentalnej, nie uważa się tych lat za jedne ze "złotych".
Tym razem angielskie kluby, chociaż często zasilane największymi zagranicznymi talentami, jakie można kupić, mogą wreszcie zwyciężać w stylu, który spodobałby się Di Stéfano i Puskásowi.
W końcu to właśnie maestria i artyzm Węgra, pokazane w finale 1960 roku na Hampden Park w Glasgow, były jednym z głównych powodów, dla których młody Alex Ferguson w Pucharze Europy zakochał się kompletnie.
O istotnym wpływie tamtego spotkania finałowego Pucharu Europy Realu z Eintrachtem, na finał tegoroczny, następnym razem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze