Barcelona pożarta na Bernabéu
Real - Barcelona 2:0
W niedzielę mogliśmy obejrzeć 232. już mecz największych piłkarskich rywali na Starym Kontynencie. Poprzednie Gran Derby rozegrane w Madrycie było jednym z najgorszych w ogóle meczów Los Merengues w ostatnich latach. Drużyna Franka Rijkaarda rozszarpała Królewskich dzięki dwóm golom Ronaldinho i jednemu Eto`o, a wynik mógł być jeszcze bardziej niekorzystny. W niedzielę przyszedł czas rozkosznej zemsty dla madryckich bogów futbolu.
Przyszedł czas aby wykonać to wszystko, nad czym piłkarze ciężko pracowali na treningach w ostatnim tygodniu. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z rangi tego meczu. Chodziło nie tylko o wielki prestiż, ale i o zatarcie fatalnego wrażenia po ostatnim klasyku na Bernabeu. Wielu zawodników Realu miało jeszcze w pamięci tęgie lanie, jakie spuścili im przed rokiem Ronaldinho i spółka. Pierwszy gwizdek sędziego. Spektakl czas zacząć. Niech o wielkiej determinacji Królewskich świadczy fakt, że... już po dwóch minutach kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu tańczyli ze szczęścia za sprawą Raula, który bardzo ładnym strzałem głową wykończył znakomite dośrodkowanie od Sergio Ramosa - 1:0!!! Całą akcję zapoczątkował na lewym skrzydle Robinho, który zagrał do Gutiego a rezerwowy kapitan Blancos przytomnie uruchomił Sergio Ramosa. Ten zacentrował w pole karne, a następne kilkadziesiąt sekund można streścić jednym, banalnym słowem - euforia...
Początek spotkania ułożył się więc perfekcyjnie. Los Merengues rozsądnie rozgrywali akcje, ,,szanowali" piłkę. Bardzo sprawnie działały oba skrzydła, na których najbardziej aktywni byli Robinho i Sergio Ramos, a Guti konstruował akcje ofensywne najlepiej jak tylko potrafi. Można było odnieść wrażenie, że druga bramka jest tylko kwestią czasu. W 13 minucie znakomitą akcję przeprowadził następca Pelego, który z łatwością ograł Zambrottę i dośrodkował na Raula, kapitanowi zabrakło jednak szczęścia przy strzale. Emocje rosły z każdą minutą. Barcelona nie zamierzała przyglądać się biernie jak odradza się jej kosztem Wielki Real. Katalończycy mieli wyraźną przewagę w posiadaniu piłki, jednak niewiele z tego wynikało. W grze podopiecznych Riijkarda było dużo chaosu, a jedynym piłkarzem stanowiącym realne zagrożenie dla obrońców gospodarzy był Leo Messi, który starał się poderwać kompanów finezyjną grą. Co z tego jednak, skoro silnikowi katalońskiego auta - mowa o Ronaldinho Gaucho - brakowało oleju?
Argentyński skrzydowy był jedynym graczem, który mógł zagrozić bramce Casillasa. W 24 minucie zwiódł Roberto Carlosa, chwilę później Cannavaro, a następnie idealnie wysunął piłkę Gudjohnsenowi. Islandczyk jednak zmarnował najlepszą sytuację, jaką miała Barca w pierwszej połowie spotkania. Trzy minuty później, Messi raz jeszcze zobaczył go, niekrytego w polu karnym, tym razem jednak nie zdołał przerzucić piłki. Wyglądało na to, że inicjatywę przejęła Barcelona. Linia pomocy i ataku zaczęła wymieniać niemrawe, niezbyt celne podania, w głupi sposób tracąc piłki. Przez ostatnie 15 minut pierwszej połowy, tylko van Nistelrooy zastrudnił Valdesa. W pozostałych przypadkach, Królewscy ograniczali się do świetnej defensywy, nie pozwalając Katalończykom na zbyt wiele, oraz kotrataków, zaczynających się głównie od Robinho. Te jednak były nieskuteczne. Przerwa.
Początek drugiej połowy był bliźniaczo podobny do pierwszej częśći spotkania: zawodnicy Realu wyszli na murawę zmotywowani i głodni sukcesu, Barcy - bez pomysłu na grę. Nie trzeba było długo czekać na efekty takiego nastawienia. Już 51. minuta przyniosła drugą bramkę dla gospodarzy. Defensywa Blancos przerwała kolejną nieporadną akcję Dumy Katalonii i piłka natychmiast trafiła pod nogi naszego playmakera - Gutiego, który mimo asysty kilku rywali odegrał ją do Robinho. Ten błyskawicznie znalazł się w pobliżu pola karnego przeciwnika i dośrodkował w kierunku van Nistelrooya. Wydawało się, że Valdes bez problemu uprzedzi Holendra, ten jednak minął się z futbolówką (jak zauważył komentator "daleko mu do Ikera Casillasa"). Ruud, jak na klasowego snajpera przystało z zimną kriwą wykorzystał tę okazję i podwyższył prowadzenie. Ten gol podciął srzydła przyjezdnym, którzy nie potrafili odnaleźć się w trudnej sytuacji. Nie byli w stanie przejąć inicjatywy na tyle, by zmienić wynik spotkania. Królewscy natomiast szanowali piłkę, Diarra, Emerson i Guti ze stoickim spokojem wymieniali między sobą podania ku niezawodoleniu Katalończyków.
Pech ich nie opuszczał, bo urazu po faulu van Nistelrooya, za który Ruud zobaczył żółty kartonik, nabawił się Deco. Holenderski napastnik był bohaterem jeszcze jednej akcji Realu. Jego lob sprzed (!) linii pola karnego, który zupełnie pogrążyłby Valdesa, trafił w poprzeczkę. Dwa gole w Gran Derbi byłyby nielada osiągnięciem! Swoje okazje mieli również Robinho i Emerson, ale obu zawodnikom brakowało szczęścia i precyzji. Publika na Santiago Bernabéu bawiła się wspaniale, nie było już braw dla Ronaldinho, lecz śpiewy na cześć Los Merengues i prawidziwa hiszpańska fiesta. Piękną atmosferę mógł jeszcze zmącić Messi, jednak Argentyńczyk mimo jak najlepszych chęci w pojedynkę meczu wygrać nie mógł, szczególnie że wczorajszego wieczora wszystko układało się po mysli gospodarzy. Wraz z gwizdkiem końcowym wszyscy madridistas podnieśli ręce w geście triumfu, a Katalonia pogrążyła się w żalu. Trzy punkty zostały w Madrycie, a Capello powtórzył wynik sprzed 10 lat. Real Madryt zakończył wtedy sezon na pierwszym miejscu w tabeli La Liga...
Cóż odkrywczego można napisać w podsumowaniu tego spotkania? Dla fanów obu drużyn ten dzień na długo pozostanie w pamięci. Kibice Realu szaleją ze szczęścia, sympatycy Barcy pogrążają się w rozpaczy. Fani Królewskich rozkoszują się powrotem do wielkiej formy Króla Raula, miłośnicy Barcelony nie dowierzają własnym oczom obserwując w akcji Ronaldinho. Im piłkarz bardziej medialny, tym gorzej spisuje się na boisku - może i nie jest to jeszcze regułą, ale zależność taką można w dzisiejszym futbolu coraz częściej zaobserwować. Boleśnie przekonał się o tym David Beckham, niegdyś jeden z najgroźniejszych pomocników na świecie i motor napędowy MU oraz reprezentacji Anglii, dziś - cień samego siebie i rezerwowy Realu Madryt. Niedawno opublikowano najnowszy ranking najbardziej medialnych piłkarzy na świecie. Ronaldinho wyprzedził Becksa. Czy naprawdę zamierza podążyc jego śladem? Wracając do meczu - którego spośród piłkarzy Realu możnaby wyróżnić po tym wspaniałym zwycięstwie? Hmm... Chyba bardziej na miejscy byłoby pytanie: kogo nie możnaby wyróżnić... Jasne, że nie wszystko funkcjonowało jeszcze idealnie i bardziej sceptyczni fani mogliby doszukać się kilku mankamentów w grze Realu, ale momentami Królewscy grali tak pięknie, że Eric Cantona mógłby śmiało nakręcić swoją kamerką kilka ciekawych ujęć... Dobrze by było, gdyby każdy piłkarz Realu Madryt (i Barcelony też, a co!) wziął sobie do serca słowa: jesteś tak dobry jak Twoje ostatnie Gran Derby... iHala Madrid!
Real Madryt - FC Barcelona 2:0
1:0 '3 Raúl
2:0 '51 van Nistelrooy
REAL MADRYT: Casillas; Sergio Ramos, Cannavaro, Helguera, Roberto Carlos; Raúl, Diarra, Emerson, Guti (Beckham 82’), Robinho i van Nistelrooy (Reyes 79’).
BARCELONA: Valdés; Zambrotta, Thuram, Puyol, Sylvinho; Xavi, Deco (Giuly 54’), Iniesta; Messi, Ronaldinho i Gudjonhnsen (Saviola 64’).
Sędzia: Pérez Burrull (Asturia)
fot.1: Kapitanie, prowadź ku tytułom!
fot.2: Brawa dla Królewskich!
fot.3: Ruud, kolejny idol madryckich fanów
fot.4: Tak się bawi, tak się bawi Re-al Madryt!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze